W
związku z urodzinami klubu SQ poleciałem w miniony weekend do
Poznania. Ta wizyta zmotywowała mnie do napisania artykułu oraz
podsunęła pomysł na serię kolejnych, które w dalszej przyszłości
będą pojawiać się na moim blogu. Zanim jednak napiszę o klubie
SQ, pokrótce wspomnę o jeszcze jednej imprezie która również
odbywała się w ten weekend w Poznaniu i w której miałem
przyjemność uczestniczyć.
W
dniach 9-17 listopada Poznań gościł 3. już edycję festiwalu
Poznań Baroque. Projekt powstał 3 lata temu z zamiarem uświetnienia
polskiej prezydencji w Unii Europejskiej i był na tyle udany, że
organizatorzy postanowili kontynuować go w kolejnych latach. W tym
roku melomani mogli wybierać spośród 23 koncertów odbywających
się w takich miejscach jak Teatr Polski , CK Zamek i Pałac
Działyńskich. Organizatorzy stawiają na muzykę kameralną oraz na
przedstawianie znanych utworów w zupełnie nowych aranżacjach i
transkrypcjach na nietypowe instrumenty. Miałem okazję uczestniczyć
w
koncercie pieśni odbywającym się na terenie Teatru Polskiego.
Koncert stał na bardzo wysokim poziomie i sprawił, że z pewnością
pojawię się na festiwalu również w przyszłym roku, do czego i
Was zachęcam.
Wracając
do klubu SQ – to spadkobierca dawnego klubu Eskulap, jeden z
najbardziej znanych klubów w Polsce, laureat wielu branżowych
nagród oraz pierwszy polski klub, który znalazł się w rankingu
Top 100 Clubs Brytyjskiego Magazynu „DJ MAG”. Grało tu wielu
artystów z najwyższej półki, między innymi: Paul Kalkebrenner,
Simian Mobile Disco czy też Hernan Cattaneo. Sam byłem tam na kilku
naprawdę dobrych imprezach, między innymi na 5. urodzinach klubu ze
wspomnianym wcześniej Hernnanem Cattaneo. Jednakże po sobotniej
imprezie w klubie moje wrażenie zmieniło się na gorsze. Zacznijmy
od publiki. Większość mężczyzn ubranych było w koszule
amerykańskich marek dla klasy średniej, które w Polsce uchodzą za
luksusowe. Można było odnieść wrażenie, że bez koszuli z koniem
nie przystajesz do towarzystwa. Cały czas miałem jednak w głowie
wypowiedz selekcjonera jednego z berlińskich klubów, skierowaną do
podobnie ubranej osoby stojącej w kolejce, a przytoczoną mi kiedyś
przez moją znajomą: „zmień to na jakiś t-shirt, przyszedłeś
na imprezę a nie do pracy”. Ogólnie myślę, że większość
uczestników imprezy świetnie dogadałaby się z bohaterami serialu
Warsaw Shore... Największym minusem imprezy była jednak
całkowita ignorancja obowiązującego w Polsce zakazu palenia. Klub
był wypełniony dymem papierosowym, a na palące osoby nikt nie
zwracał najmniejszej uwagi. To smutne, że Polacy nie potrafią
dostosować się do obowiązujących przepisów. Taki sam zakaz
obowiązuje w większości krajów w Europie i tam jest respektowany.
Po wyjściu z klubu nie ma się wrażenia jakby wykąpało się w
beczce smoły.
Gorąco
zachęcam do udostępniania i komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz